Myśli rozczochrane

poniedziałek, maja 29, 2006

Kod da Vinci (recenzja)

Zabójstwo w przestronnych wnętrzach paryskiego Luwru, poszlaki umieszczone przez samą ofiarę na obrazach Leonarda da Vinci, są kluczem do odkrycia religijnej tajemnicy, strzeżonej od dwóch tysięcy lat przez tajne stowarzyszenie, które może wstrząsnąć podstawami chrześcijaństwa. [...] (pełny tekst dostępny w dokumencie pod poniższym linkiem).

środa, maja 24, 2006

galeria foto

Od pewnego czasu zacząłem gromadzić zdjęcia które pstrykam. Zapraszam do "podziwiania". Wszelkie komentarze mile widziane. Piekielnie inteligentne sarkastyczne komentarze również przywitam z otwartymi rękami :P Rozwijam warsztat foto, staram się "atakować" dany temat w różnych momentach, po wnikliwej obserwacji zmienia mi się poczucie estetyki. Czasem ma to związek z moim humorem :) Dlatego kolekcja może dynamicznie i bez zapowiedzi się zmieniać. Zostaliście ostrzeżeni.

link do galerii

wtorek, maja 23, 2006

Plan doskonały (recenzja)

Wyobraźcie sobie film o napadzie na bank. Można pomyśleć - nuda. Było wiele razy w różnych formach, obsadach i smakach. A co jeśli to kradzież która trwa 2 godziny i nic w jej efekcie z banku nie ginie? Nie osądzajmy przestępstwa powierzchownie. Co więcej – przez cały czas trwania odsłaniane są kolejne fragmenty misternie opracowanego planu akcji. Kontekstem całości jest wielokulturowa metropolia – Nowy Jork. Cały czas toczy się w niej życie – nie zwalnia nawet na chwilę. [...] (pełny tekst dostępny w dokumencie pod poniższym linkiem).

poniedziałek, maja 15, 2006

Juwenalia warszawskie 2006

Warszawskie juwenalia (sobota 13 maja) a konkretnie ich odmiana ursynowska - ursynalia. Impreza "studencka" plenerowa (czytaj: kiełbaski, piwo i duuuuuużo wolnej przestrzeni na trawie). Całość na odległym terytorium kampusu SGGW.
Najpierw o 16:00 grali Indios Bravos, ale to nie oni zmusili mnie do wykombinowania fortelu i przebiegłego wejścia na imprezę "studencką". Udało się to za to chłopakom z HappySad :) Na paluszkach przez kontrolę (hehe, niemieckie glany podkute miedzianą blachą, robią swoje!), dowód osobisty z zasłoniętą kciukiem datą urodzenia, po kompletnym przeszukaniu - udało się!!! oj taaaak o 19 się dopiero zaczęło. Właśnie tego mi było potrzeba. Warto było przyjść wcześniej - utorować sobie drogę i miejsce. Wielkich tłumów nie było, ale cały teren zapełnił się niemal po brzegi.



zaczęło się niewinnie, od najpopularniejszej piosenki "Miłość". Potem poleciały pozostałe przeboje. Całość wzbogacona przerwą techniczą bo usmażyli piec. Nie udeżyła im woda sodowa do głowy, więc frontman pogadał trochę z publicznością (hehehe, wiem - bo w pierwszym rzędzie stałem)!!! Emocjom nie trzeba było pomagać - cały koncert HappySad, jak i poprzedzających - Indios Bravos - odbył się przy minimalnym oświetleniu dodatkowym. Emerytom z Lady Pank musieli błyskać i dym puszczać :) a i o fajerwerkach nie zapomnieli. nic z tego - mnie i tak nie ruszyli.



...a potem towarzystwo się rozruszało i się zaczęło...



... więc szkoda było nie użyć sobie i odprężyć podczas pogowanych przepychanek pod sceną!!! moje glany znalazły wreszcie po latach jakieś zastosowanie! Zespół rozgrzał publiczność do czerwoności, nawet ochroniarze się uśmiechali. No może nieco mniej, kiedy sporadyczne przy Indios Bravos wypływanie ludzików niesionych na rękach tłumu "pod scenę" wzmogło się do nieprzerwanego potoku - nawet po kilku na raz.



jako wierni słuchacze nie puściliśmy zespołu do domu, musieli bisować, a jak!!! dopiero gdy frontman zamarudził że ma dość i są zmęczeni, w drodze łaski pożegnaliśmy ich długimi oklaskami.
potem już tylko zostało się zrelaksować i zregenerować wykorzystując złocisty napój bogaty w witaminę B i zawierający dużą dawkę kalorii. (od lewej - wilq, JA, ksyś, tysia, aśka "co gada", jeszcze gdzieś więcej ludzików było - których też nie za bardzo znam, ale zmyli się z kadru). Oblepieni pyłem z klepiska przed sceną, oddajemy się rzymskiej rozkoszy (chcieliśmu igrzysk i piwa). się chce, się ma.
W planie imprezy był jeszcze Lady Pank, ale potrzeba zdobycia w dzikich warunkach ursynowa - jakiejś żywności, okazała się ważniejsza. Potem Dżem, szkoda że wzmógł wiatr i zaczęło padać... to tyle z Dżemu.



spoko impreza, kto nie był niech żałuje. powrót do domu umilili nam łobuzujący Legioniści wracający do domów po przegranym meczu z którymś tam poślednim zespołem. Zdjęć nie ma. Szkoda sprzętu, zębów i życia.

ps. Kubuś też tam był - tylko zdjęcia robił :) osobę z akredytacją prasową od organizatora juwenaliów (dla ułatwienia - ten zza barierki z kamerą), proszę koniecznie o kontakt!!!

wykorzystane zdjęcia są autorstwa Kuby, oczywiście za jego zgodą oraz zdecydowanym sprzeciwie. link do jego galerii warto przejrzeć!