Myśli rozczochrane

wtorek, grudnia 11, 2007

Harry Potter i Poczta Polska

Jak myślicie, ile czasu trwa dostarczenie paczki priorytetowej wysłanej na podstawie "Umowy" usługi 24h przez Interesującą i Bardzo Ważną Instytucję POCZTA POLSKA? 10 dni i jeszcze nie przyszła. Z ciekawości zajrzałem na lokalną pocztę....

osoba podająca się za naczelnika urzędu
- 10 dni? Paaaanie, my tu mamy takie standardowe opóźnienie teraz - 2 tygodnie, a wczoraj to miałam w rękach paczkę, którą nadano w sierpniu...

ja
- ale to paczka priorytet 24h...!

naczelnik udał się w bliżej nieokreślonym kierunku "aby sprawdzić" (a komputer to im chyba służy tylko jako idealna podstawka pod paprotkę...

- nie ma i pewnie przed świętami nie będzie, nie awizowano jej u nas...

i tak bez słowa zakończyła się ta rozmowa, ani proszę bardzo, ani spieprzaj dziadu, naczelnik zajął się swoimi BARDZO WAŻNYMI, bo aż ważniejszymi od klienta, papierami.

Następnym razem jak będę miał wybór i podejmę jakże błędną decyzję, że dam zarobić państwowej instytucji z tradycjami, skorzystam jednak z usług parę złotych droższego, ale jednak dostarczającego paczki - kuriera.

Szkoda również, że listonosz to teraz nie ma czasu na swoje statutowe obowiązki... może by tak nazwać go reklamonoszem? Będzie bardziej pasowało...

Niech was darmozjady z poczty polskiej, szlag trafi i ogarnie zaraza... precz!

Poczta polska - urząd przy ul. Powstańców Śląskich 70...

sobota, października 13, 2007

o debacie, ale również o pasjonującej scence obyczajowej :)

Debata nawet mnie zaciekawiła - dwa jurne koguciki, posadzone obok siebie - zapowiadało się krwawe widowisko! Telewizja jednak zaserwowała szoł w formie równie krwawej co starcie gigantów szachowych. Ciekawe co sądzicie o sztucznym wymuszonym "wyścigu" z czasem oraz o plastikowej kurtuazji pierwszej prezenterki, "teraz pytanie pan ..." "jeszcze 3 sekundy...2... proszę riposta pan ...". Nie mogę zapomnieć o tym, że obaj kandydaci przygotowali się wyśmienicie na barwne odpowiedzi, byli grzeczni i spokojni, za to wrzały trybuny. Jak przystało na XXI wiek, obaj przyprowadzili swoich wyjców i klakierów, cóż chcieć więcej z poziomu prostego człowieka niż igrzysk i chleba? Czy głód ludzkiej ciekawości zaspokaja oglądania politycznie poprawnej aż do bólu rozmowy dwóch ludzi o których opiniach można powiedzieć tylko tyle że obu cechuje (słuszna, lub nie) pewność siebie i tryumfalizm - obrona własnej tezy z pozycji człowieka przekonanego wyłącznie o swojej racji. Argumentów nie usłyszałem żadnych - opinii za to od każdego z kandydatów (?!) po kilka na każdy temat... Panowie szlachta! Tak się dyskusji nie prowadzi, konkretny przeciw argumentom, zamiast konfliktu opinii. I można obyć się bez "tupania nóżką" czy kiwania palcem.

Tyle o tytułowej debacie, scenka obyczajowa jest o wiele ciekawsza. Stanowi kolejny element opisujący obecną Polskę. Czekając na przystanku autobusowym obserwowałem Straż Miejską podczas tak zwanej "interwencji środowiskowej". Do tego "w terenie". Na szybko zaparkowany strażakowóz, w nim jeden strażak prowadzi "komunikację" z centralą, obok drugi strażak dominujący ponadprzeciętnym "gabarytem", przyciska do ściany szarego obywatela (żeby nie zabrzmieć politycznie - każdej rzeczpospolitej!) w skrócie - menela. Grobowa cisza, skrępowanie pojawiło się na twarzy "funkcjonariusza pilnującego", pewnie stremował się moją niedyskretną obserwacją. Obywatel prowadzi dyskusję w bardzo wyrafinowanej formie, treściwej i konkretnej "to może ja już pójdę...?". Normalne. Teraz scenka obyczajowa. Nadjeżdża pierwszy samochód, parkuje "w poprzek" na wyjeździe z bocznej drogi za przystankiem. W scenerii widoczny zakaz zatrzymywania się (oprócz ostatnio modnych w stolicy żółtych pasów wzdłuż przystanku autobusowego. Strażacy niewzruszeni, tylko menela trzeba już podtrzymywać, bo mu trochę energii podczas prowadzenia negocjacji uszło. Reakcja zbliżona do pomnika króla Zygmunta na kolumnie, gdy siada na nim gołąb. Mija chwila. WTEM! Parkuje drugi samochód. Zaraz za pierwszym. Tym razem znacznie już "barykaduje" przystanek. Kierowcy zatrzymujących się autobusów próbują zwrócić uwagę strażaków, przez zatrzymywanie się przednimi drzwiami na wysokości tarasujących drogę samochodów. Menel podtrzymywany stoi. Strażacy też. Wkurzeni tylko pasażerowie, bo muszą przeciskać się przy samochodach. Dobrze że zaczęło padać, bo pewnie rodacy złapaliby za pochodnie! Nagle zatrzymuje się trzeci samochód. Kierowca wysiada, idzie w sobie tylko znaną stronę. Zauważa straż wiejską. Straż też go zauważa. Menel również :) Powoduje to wyrzuty sumienia u kierowcy. Wraca i włącza świata awaryjne. Ot, lekarstwo na każde złamanie przepisów... Menel stoi, ale już z coraz większym trudem. Podtrzymuje go silne ramie funkcjonariusza, ten przyjacielski gest spotkał się z sympatią pana Menela, odwzajemnił się tym samym. Ruszony dogłębnie obywatelskim obowiązkiem, zacząłem rozmowę z "władzą".

Ja: (zacząłem z powagą, ale mierząc bezpośrednio między oczy podchwytliwe pytanie) "dzień dobry, widzę że Panowie macie tutaj "sytuację" (tu spojrzałem na Menela), ale czy nie uważa Pan, że te samochody nie są dobrze zaparkowane?"
STRAŻAK: (rozgląda się, jakby szukał pomocy - nagle zaskoczony kontaktem z narodem, zmierzył samochody fachowym wzrokiem, dostrzegł znak zakazu zatrzymywania i podjął dialog) chyba nie są! Ale nie możemy teraz nic z tym zrobić, bo wykonujemy "czynności".
Ja: "Czyli Menel zły, a samochody dobre?"
STRAŻAK: "no" (po polsku to znaczy również "TAK")
Ja: "co Panowie zamierzają z tym zrobić?"
STRAŻAK: "kolega trzyma menela, żeby nie uciekł i sobie łba nie rozbił"
Ja: "...ale ten to ledwo na nogach stoi, ucieknie wam najdalej tu na trawnik, a samochody przeszkadzają obywatelom"
STRAŻAK: (rozkładając ręce) "co poradzić?"

Praca domowa: czy zachowanie strażaka było bardziej prawe, czy sprawiedliwe? Odpowiedź uzasadnij.

piątek, września 07, 2007

tym razem politycznie :)

"[...] takiej władzy
w naszych progach
wszyscy chcielibyśmy
podziękować
w kilku nie do końca
pięknych słowach
z wyrazami szczerej
niewdzięczności
dla sk*rwysynów
nie mamy litości [...]"

-- "Tonacja (sygnał z piekła)".
Coma

piątek, marca 09, 2007

czas na... Superbabki !!!

SuperBabki.pl to grono młodych, ciekawych świata kobiet - zwłaszcza tych aktywnych i dynamicznych, chcących doskonalić swoje umiejętności w wielu dziedzinach: poczynając od urody, przez rozwój zawodowy, a na związkach i psychologii kończąc. To nie żadne babskie pogaduchy, ani debaty o malowaniu paznokci - ale profesjonalne szkolenia w określonej dziedzinie. Na każde z nich zapraszamy specjalistę, który prowadzi spotkanie. Nasze zloty organizujemy wieczorową porą w pubach lub klubach, gdzie w niezobowiązującej atmosferze możemy się podzielić naszym doświadczeniem oraz opiniami. Celem spotkań jest przede wszystkim dobra zabawa, a przy okazji zdobycie trochę wiedzy do wykorzystania w praktyce.

Zapraszamy! Więcej na: www.superbabki.pl

czwartek, marca 08, 2007

Życzenia na dzień kobiet :)

Dobrze pamiętam czasy, te z epoki polskiej niewoli umysłowej. Niejednej pani ten właśnie dzień tak się będzie kojarzył już zawsze. Dzień kobiet. Obowiązkowy urzędowy prezent z pracy – goździki i para rajstop. To przykre, ale skoro prezent był od nikogo więc i obdarowany był traktowany jak nikt. A potem praca. Koniec wyróżnienia – po służbie do domu, odstać swoje w kolejce w mięsnym i bohatersko wzorem matki polki – przygotować obiad, ewentualnie kolację. Udawana uroczystość, wrażenia dnia powszedniego. Czasy minęły, rzeczywistość posunęła się do przodu, ale okiem widza mogę powiedzieć, że nie wszystko się zmieniło. Upokorzenie nie tylko nie minęło, ale jeszcze wzmogło się na sile. Zmieniło tylko formę. To już nie odgórny przykaz, teraz pojawia się codziennie po kilka razy – w radio, telewizorze i gazetach. Ten głupkowaty uśmiech pani Krysi którą olśniło po kilkunastu praniach, że należy używać niezwykłego proszku, albo fantastycznego szamponu witaminowego. Czemu poniża się was w ten sposób, zamiast eksponować waszą zaradność i bystrość. Dlaczego wasza uroda traktowana jest jak produkt? I to jeszcze jaki tani! Delikatność i zmysłowość zastąpiona wylewającą się z każdego zakamarka, jakby wtłaczana w głowę bez zgody widza – wulgarnością i nienaturalnością. Niestety jest to podstawowy wróg ciekawości i chęci poznania. Powtórzę więc za starym, życiowym powiedzeniem: piękno znajduje się w oku patrzącego, rozumiem to patrząc na was okiem fotografa, pragnę uchwycić moment, który najlepiej was opisuje. Fotografia to sztuka światła, a nie wygładzonych zmarszczek czy poprawionego koloru skóry. Portret jest podstawową formą opisu osoby, stanowi wrota do duszy, otwierające drogę do poznania osobowości i charakteru. Przekazuje energię i blask fotografowanej osoby. Podziwiam w was tę swobodę i naturalność, kierowanie się intuicją. Czemu podczas takiego oszałamiającego dnia, nasza świadomość często przykryta jest płytkim komercyjnym blichtrem – mdła krótka wiadomość, przekazana telefonem lub życzenia oklepane złożone w pośpiechu, więc drodzy panowie – skupmy się na tym co tego dnia jest najważniejsze – okażmy szczery szacunek znajomym paniom, pokażmy kim dla nas są naprawdę. Okażmy, że gdzieś w głębi też jesteśmy czuli, coś co odzwierciedli naszą z nimi relację, coś takiego bliskiego i serdecznego. Skończę z filozoficzną pompą – bo one kiedyś będą tworzyły przyszłość – tak jak nasze matki gdy w trudzie minionej rzeczywistości nas wychowywały.



środa, stycznia 24, 2007

Krew na skoczni, czyli telewizja kłamie

Prawdę mówiąc nie spodziewałem się tego. Nie w takiej chwili, nie w taki sposób. Czasem nie rozumiem motywów podobnego ludzkiego działania. Kiedy zdarzył się wypadek czeskiego skoczka Jana Mazocha, tysiące ludzi na trybunach wstrzymało oddech, wszystkie gardła zamilkły. Obserwowałem razem z innymi każdą kolejną sekundę, kiedy na skocznię błyskawicznie dostała się ekipa medyków, gdy położyli skoczka na nosze, a potem umieszczono w karetce (sprawdzony przez lata Polonez). W międzyczasie konferansjer prosił ekipę fotoreporterów, o ustąpienie miejsca, żeby ambulans miał wolną drogę. Następnie można było bez trudu (z górnej trybuny) obserwować jak karetka podąża ulicami Zakopanego i dociera po nieco ponad minucie do lokalnego szpitala. Wszystko wydaje się być logiczne, proste i jak najbardziej odpowiednie. Ale to co zobaczyłem zaraz potem, zdziwiło mnie jeszcze bardziej. Otóż na skocznię przyjechała druga karetka. Tym razem piękna i kolorowa R-ka, czysta i zadbana. Z wyraźnymi napisami "Ratownictwo Medyczne", itp. Zaparkowała w podobnym miejscu co poprzednia. Myślałem - bezpieczeństwo musi być przez cały czas, jedna wykorzystana - musi być jakaś w zastępstwie. Nagle wszystkie kamery i aparaty dziennikarzy zostały skierowane na nią. Wtedy włączono sygnalizator świetlny i syrenę. Nawet medycy coś do niej wstawiali. Przyjrzałem się - drugie nosze. Po zamknięciu drzwi - karetka odjechała w siną dal, idealnie pozując przed kamerami. Wieczorem przejrzałem w telewizorze skróty wiadomości dnia. Oczywiście w każdym materiale, przedstawiona była wyłącznie ta podstawiona karetka. Ja rozumiem, że media manipulują naszym spojrzeniem na rzeczywistość, ale żeby aż tak ludziom robić wodę z mózgu? ...i w takiej sytuacji? No cóż, usłyszałem kiedyś, że media kreują się na czwartą władzę w Polsce (i pewnie na świecie podobnie). Oby im się nie udało. Życząc panu Mazochowi, powrotu do zdrowia - przedstawiam zdjęcie wykonane w tej groźnej chwili.


fot. Michał Kołodziejski

Jak zwykle - zainteresowanych klimatem Pucharu Świata w skokach narciarskich, zapraszam na swoją galerię: ZDJĘCIA Z ZAKOPANEGO (oraz GALERIA)

piątek, lipca 28, 2006

[*]

Z zasady nie patrzę w przeszłość, ale to jest akurat sytuacja wyjątkowa. Dzisiaj mija rok czasu od kiedy podczas burzy oberwałem drzewem po głowie i wylądowałem w szpitalu.

Jakby ktoś miał ochotę na gawędę o ciężkiej pobudce w piżamie w której ktoś wcześniej umarł, o historii gdy nie można nic powiedzieć, mimo że bardzo mocno się próbuje - niech się odezwie. Późniejszy miesiąc gdy ciężko jest pogodzić się z rzeczywistością, do której czuje się ogromny dystans, zmaganie z codziennym przypominaniem sobie kolejnych elementów życiowej układanki. Ból fizyczny, wylew - kroplówki i ciągłe czekanie. Oto co się zdarzyło rok temu.

Lekarze podpowiedzieli, że przeżywa 10% ludzi po podobnym wylewie krwi. No cóż. Dziękuję że mi pomogliście. Dostałem swoją szansę od losu, na dokonanie zmian w swoim życiu. Dopiero teraz zbieram tego plon. Niezmiernie się cieszę z życia. Moich znajomych i przyjaciół. Podobno nieco się zmieniłem, no cóż - czas nie stoi w miejscu i robi swoje, a ja nie zamierzam się zatrzymywać. (pamiętajcie - zawsze lepiej być częścią rozwiązania niż problemu!)...

ps. światełko w tunelu to jakaś pomyłka - bujda. życie też nie przelatuje przed oczami.


fot. Jacek Marek (www.myphotosign.com)