Myśli rozczochrane

piątek, lipca 21, 2006

urazówka 1/2

W związku z moją nagłą kontuzją "kostki" (silne skręcenie stawu skokowego), miałem przyjemność odwiedzić szpital chirurgii urazowej Św. Anny przy ulicy Barskiej. Moje oczekiwania odnośnie takiego miejsca zostały zmieszane z błotem od samego wejścia. Rejestracja jak za króla Mieszka, wszędobylska dezyinformacja. Ja rozumiem że pracownikom tego szpitala "się nie chce", bo podobno mało zarabiają... Szkoda że wszyscy siedzą w kieszeni firm farmaceutycznych (co jest tajemnicą poliszynela) skąd dostają wszelkiego rodzaju bonusy, od drobiazgów, przez ubrania aż po wycieczki zagraniczne. No cóż, "takie życie" pomyślałem, kiedy kazano mi (wciąż z bolącą nogą) wędrować pomiędzy kolejkami przy co i raz innych okienek. Nawet nie zdziwiłem się kiedy tak zwany lekarz, nie umiał wywnioskować ze zdjęcia roentgenowskiego co mi właściwie dolega - prymitywna odpowiedź była prosta - GIPS. "Pan Czesio" z gipsowni, to chyba najmniej inteligentny stwór jakiego w życiu spotkałem, niemalże siłą wyrzucił mnie z gabinetu, jeszcze ze świeżutkim wilgotnym gipsem na nodze, tłumacząc że ma innych "klientów". Życzę mu przedzierania się przez tłum ludzi, z po raz pierwszy w życiu unieruchomioną nogą, skacząc od ściany do ściany.

Z resztą - chyba dla nikogo to nie będzie nowość. "Służba zdrowia" - kojarzy mi się od daaawna raczej ze "świnką morską", przecież to ani świnka, ani ona morska.

Największe moje rozczarowanie tego dnia - kierowcy karetki, którzy przywieźli liczącą sobie pokaźną ilość wiosen panią. Po odbębnieniu wizyty u chirurga, postawili ją razem z wózkiem w którym się poruszała - przed pustą ścianą i zajęli się swoimi sprawami - opowiadali sobie aktualne wydarzenia ze świata polityki. Gdzie tu przysięga Hipokratesa? A może wystarczy zwykłe współczucie? Pani z widocznymi siniakami, w podeszłym wieku - całe życie płaci na ten wasz burdel. Tak, nie boję się tak napisać. Jakby się wam chciało tak jak wam się nie chce, może by mi było wstyd tak określić wasze przedsiębiorstwo. Przekreśliliście moje wyobrażenie, że niesiecie pomoc, jak bańka mydlana pękło moje marzenie, że ja też kiedyś mógłbym w podobny sposób bezinteresownie pomagać - być w waszej skórze. Dotąd przechodził mnie dreszcz gdy myślałem o waszym odpowiedzialnym zadaniu, o tej presji i konsekwencjach. Teraz - panowie - po prostu wstydzę się za was. Za to że nie potrafiliście potraktować takiej pani jak człowieka. PRECZ chołoto.



Jedyne co pozostaje do napisania - to nieoceniona pomoc oddanych przyjaciół, znalazły się kule dzięki którym (po dłuuuugim treningu - zdążyłem się opalić na pierwszym spacerze) mogłem się na ile pozwalały warunki - poruszać, było też towarzystwo, dzięki któremu nie pogrążyłem się w samotnej depresji. Psychiczna pomocna dłoń, dzięki której przezwyciężyłem niechęć do zastrzyków ze środka zapobiegającemu krzepnięciu krwi (czego nikomu nie życzę - nie jest to najmilsza rzecz na świecie). Wielkie dzięki. Jesteście super. To dzięki wam przestałem po pewnym czasie zwracać uwagę na problem którym jest usztywniona noga i poruszanie się o kulach w naszym warszawskim - nieprzystosowanym dla osób "niepełnosprawnych" środowisku.

2 Comments:

  • sprobowales podejsc do tej pani i z nia porozmawiac? czy tak tylko narzekasz na innych?

    By Anonymous Anonimowy, at 10:25 PM  

  • żeby nie być gołosłownym - tak. Próbowałem. i to wszystko. Pani była niesamowicie wystraszona. Szczerze miałem tam na miejscu swój własny cel do załatwienia (kontuzja kostki), więc jednak nie byłbym najlepszym rozmówcą dla sporo starszej pani. Lekarz to co innego. To podobno ich praca jest, nieść pomoc i ukojenie ludziom. Służyć społeczeństwu. Jakby na to nie patrzeć - nie narzekam. wyrażam swoje subiektywne zdanie. Jako element mojej własnej prywatnej wojny z łapiduchami. Pozytywny przykład - wypadek w zeszłym roku i uwcześni lekarze, a teraz badanie kontrolne (list wyżej). Czyli jednak można inaczej.

    By Blogger Misza, at 10:36 PM  

Prześlij komentarz

<< Home