urazówka 2/2
Mógłbym napisać - przypadki chodzą po ludziach ale przede wszystkim to raczej nieszczęścia chodzą parami. Więc stało się, zanim moja noga uwolniła się z gipsu – Magda złamała jedną z kostek śródstopia. Pech, nie ma co. W sumie umiałem już chodzić samodzielnie, więc z ochota odstąpiłem jej kule. Oczywiście jako kobiecie – poruszanie sprawia jej większy problem. Z odrobiną pomocy jakoś sobie radzi.
Ech kobiety, odwieczne targowisko próżności. Kiedy ja byłem w potrzebie, przygotowania zajęły mi z 15 minut, podstawowa toaleta, luźne spodnie, buty i w drogę, ku nieznanej otchłani (czytaj – ostry dyżur). Za to ona… ze względu na ogromny ból, była rozpieszczana przez cały czas, a to poduszkę, a to opatrunek, podać to podać tamto. Wiadomo – żeby jej było jak najwygodniej. Mimo własnej kontuzji, miałem okazję bezpośrednio się odwzajemnić. Za to przygotowania… Zajęły dobrą godzinę. Porządna kąpiel, olejki itp. Potem garderoba – kiedy już wybrała spódnicę – okazało się że najpierw ją sobie uprasuje J. Na nic się zdały ostrzeżenia (czuję się jak weteran gipsu), żeby oszczędzała siły bo przydadzą się przez czas ewentualnego poruszania się o kulach.
„Pan Czesio” wspomniany przy okazji relacji z mojej osobistej wizyty na oddziale chirurgii urazowej – po raz kolejny zachował się jak prawdziwy skończony burak. Wyrzucił mnie za drzwi i je prędko zatrzasnął – nie kłóciłem się, mimo że kiedy mnie gipsował – cały czas były otwarte. Przeszedł samego siebie usiłując, jak 5 letnie dziecko, zajrzeć Magdzie pod spódnicę. Giń swołoczy. Mówi się, że każdy człowiek musi w życiu przeprowadzić jakąś swoją wojnę. Cel mam, tylko środki które przychodzą mi do głowy – wszystkie łamią prawo. A terrorystą nie jestem.
Przynajmniej chirurg okazał się mieć głowę na karku. Podobnie panie w gabinecie prześwietleń – pamiętały mnie, pomogły mi (hihi) pomóc Magdzie. Nie ma tego co za szczególnie chwalić – tak powinno być i dobrze że było.
Dobre rzeczy przytrafiają się pojedynczo, a wspaniałe hurtem. Od tej chwili spędzaliśmy ze sobą czas praktycznie całymi dniami. Sympatyczniej i wygodniej. Nawet jej mąż nie ma najmniejszych pretensji. I dobrze. Jeden gips już miałem, więcej nie chcę. Cieszę się, że się zaprzyjaźniliśmy, zajęło nam to jakieś 3 lata od kiedy się poznaliśmy. W podwójnym nieszczęściu możemy w towarzystwie Kubusia i innych, spędzać czas – bynajmniej nie leniwie. Zajęć i atrakcji jest co nie miara (takie proste rzymskie pragnienie „igrzysk i piwa”).
2 Comments:
nie rozumiem po co jechales drugi raz w to samo miejsce w ktorym cie tak zle potraktowali.. to tak jakbys sam sie prosil
By Anonimowy, at 10:25 PM
nie za dużo tutaj do "rozumienia". koleżanka złamała dzień wcześniej nogę, a ja akurat zaoferowałem swoją pomoc podczas wizyty na ostrym dyżurze.
ps. nie napisałem ani słowem o tym że mnie źle potraktowali. "czuć się źle traktowanym", to co innego niż "być źle traktowanym". QED
By Misza, at 10:30 PM
Prześlij komentarz
<< Home